Wysłany: Wto 24 Gru, 2013 13:53 [opolskie] Meszaniec amstaffa z wilczurem w bardzo z łym sta
Witam! Mam do Was pytanie o to jak mogę pomóc psu, który znajduje się w moim domu. Nie jest on mój, tylko mojego brata, który nie bardzo się nim interesuje, karmi go moja mama. Jest w kojcu, ze wzgledu na to, że mamy kury, a przeskakiwał nawet przez podwyższone ogrodzenie. Jest to mieszanka amstaffa prawdopodobnie z wilczurem. Jako szczeniak wyglądał jak rasowy pies, problemy pojawiły się później. Ma chorobę kości(powykrzywiane łapy). Dostawał na to jakieś tabletki, ale nie bardzo to pomogło. Ma też jaskrę, tracił powoli wzrok, nie jestem pewna czy teraz w ogóle widzi. Od kilku lat nie mieszkam w moim rodzinnym domu, przyjeżdżam rzadko. Ostatnio jego widok przyprawił mnie o łzy. Na jego ciele pojawiły się rany, które drapie. Mama wezwała weterynarza, na co ten stwierdził, że to efekt mieszania ras i nic się nie da z tym zrobić. Uśpić też go nie można, bo to nie jest stan, który pozwala na uśpienie psa. Czy możecie mi poradzić co można zrobić w takiej sytuacji? Ciężko patrzeć, jak to zwierzę się męczy. Przesyłam kilka zdjęć jego i kojca. Proszę o radę. Z góry dzięki za odpowiedź.
Myślę, że brat nie będzie miał nic przeciwko, bo i tak nie interesuje się jego losem. Dlatego piszę m.in. tutaj, może znajdzie się ktoś, kto go przygarnie
Krzywe łapy, jaskra, rany na skórze, to raczej efekt zaniedbania i syfu w kojcu niż mieszania ras.
Pies jest wyniszczony i nie dziwię Ci się, że nie podajesz adresu, bo wstyd i pewnie też obawa, że ktoś zrobi tam nalot.
Jak nie możesz go zabrać, to chociaż posprzątaj kojec z gówien i kup psu jakąś dobrą karmę, bo skargami na brata nie pomożesz psu.
Tylko wiesz, ja to zrobię, zadbam o niego przez te kilka dni, a potem będzie to samo...Dbałam o niego od małego, wszystko robiłam pod książkę o amstaffach, jego stan zaczął się pogarszać odkąd się wyprowadziłam... Z czasem było tylko gorzej. Krzywica została rozpoznana jak pewnego dnia pies miał taką wykrzywioną łapę i nie mógł na niej stanąć, więc powiedziałam bratu, że pewnie złamana i musimy jechać do veta. Wtedy była diagnoza i przypisanie tabletek, które dostawał, ale nie wiem czy już nie było za późno. Ja potrzebuję jakiegoś długoterminowego rozwiązania. Adresu nie podaję ze względu na bezpieczeństwo, ale nie wiem czy właśnie taki nalot nie byłby dobrym rozwiązaniem, żeby poruszyć mózgownice zastałe co niektórych w tym domu... I żeby nie było, mi nie jest wstyd, bo to nie ja tutaj powinnam się wstydzić...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach